niedziela, 27 stycznia 2013

Mania biegania, psi pulsometr i skrzydła

Powoli, powoli czuję, że przechodzę z etapu wypluwania płuc po każdym kilometrze do etapu czerpania przyjemności z biegania. W ten weekend udało mi się przebiec ponad 5km z tylko jedną przerwą na marsz i coraz częściej zapominałam o tym, że biegnę.

Może to zasługa tego, że tym razem biegłam w świetle dziennym i mogłam biec płaską trasą po lesie.
Może tym razem dobrze pilnowałam tętna - mój kochany pies służył mi za pulsometr. Biegł ze mną bez smyczy i moje tętno było w porządku dopóki potrafiłam odwołać go z wywąchiwania kolejnych krzaków (obraziłam się na niego śmiertelnie po powrocie, kiedy to ja próbowałam złapać oddech na fotelu, a on jak gdyby nigdy nic chodził bez wywalonego języka i nawet nie dyszał).
Może to rozgrzewka, którą zrobiłam przed biegiem, dzięki czemu moje bieganie było bardziej elastyczne, a nie tak toporne, jak zwykle.
Może to dodatkowa motywacja płynąca z zapisania się do trzech biegów: Maniacka Dziesiątka w Poznaniu (16.03), Półmaraton Poznański (7.04),  Matterhorn Ultraks 16km Trail (24.08).
Może to siła, jaką czerpię z rozmowy z każdym innym biegaczem/z czytania blogów o bieganiu, bo każdy z nich daje mnóstwo wsparcia i dobrych rad, których nigdy za wiele.

Pewnie to i tak kombinacja w/w rzeczy po prostu dodała mi skrzydeł. Nadszedł czas, żeby uzbroić się w program rejestrujący osiągi, pulsometr i odtwarzacz mp3. Z tym ostatnim będzie najtrudniej, bo ustalenie track listy w moim przypadku będzie niełatwym zadaniem. Ale temu poświęcę kolejny, nieprofesjonalny wpis na moim blogu. Lecę spać, bo jutro o 6:15 muszę być na basenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz