niedziela, 8 czerwca 2014

3. Bieg 10km Szpot, Swarzędz, 11 maja 2014


Jak już tu jestem, to nadrobię zaległości. Przede wszystkim nie napisałam o Swarzędzu, który odwiedzałam już drugi raz. W zeszłym roku był to kolejny start na dystansie 10km. Trochę się wtedy kiepsko czułam po antybiotykach, ale się udało. W tym roku miałam nadzieję na fajniejszy wynik i lepszą zabawę.

Niestety udało się tylko poprawić wynik, bo z zabawą było gorzej. Na każdym kroku widać było, że Swarzędz ma wielkie ambicje i wielki apetyt na wielkie biegi. W sumie na liście startowej było ponad 3300 zawodników, więc wielki szacunek dla organizatorów. Ucierpiała na tym jednak atmosfera biegu. Zaczęło się od biegu VIPów, czyli rundka honorowa prezydentów, radnych, sponsorów itd. dookoła rynku. Event bardzo medialny, co było widać na każdym kroku. Biegacze stanowili piękne tło.

Potem przegonili nas na start. Specjalnie używam słowa 'przegonili', bo spiker się nie oszczędzał. Krzyczał na wszystkich, że a co jeśli byłoby nas 5.000, albo 10.000, to jak byśmy sobie poradzili, a chcielibyśmy mieć takie biegi w Wielkopolsce itd. itp. A Pan z wózkiem gdzie się tu pcha do przodu. To niebezpieczne. I wszyscy cofnąć się do tyłu. I to i tamto. Ja rozmiem, że zorganizowanie stratu dla 3300 osób może być niebezpieczne, ale to przecież są ludzie, a chwilami miałam wrażenie, że jestem traktowana jak zwierzę hodowlane.

Z takim nastawieniem przedreptałam trasę w dzikim tłumie. Wynik szału nie robił, a dodatkowo na mecie czekało równie sympatyczne traktowanie ze strony spikera. Ostatnie metry na stadionie, przegonienie do strefy z wodą i medalami i szybciorem do domu. Brrrrr Nie lubię imprez masowych. Nie lubię imprez nastawionych na ilość, a nie na jakość. Myślę, że w przyszłym roku organizatorzy w Swarzędzu pomyślą o jakimś pastuchu elektrycznym dla naszego bezpieczeństwa. Rzadko zdarza mi się marudzić na bieg, ale Swarzędz w przyszłym roku zdecydowanie sobie odpuszczam. Brrr




II Bieg Nadziei 10km, Środa Wielkopolska, 7 czerwca 2014

II Bieg Nadziei był wyjątkowy pod wieloma względami. Przede wszystkim był moim debiutem w roli redaktora Poznanbiega.pl, więc byłam tam jakby służbowo. Starałam się wnikliwie podglądać organizację biegu, co po ostatnich doświadczeniach puszczykowskich przychodziło mi dość łatwo. Najtrudniej było napisać później pozbawioną emocji relację. Myślę, że w miarę mi się to udało, a zaległości emocjonalne pozwolę sobie wrzucić tutaj.

Bo jak tu oceniać bieg, który realizuje marzenie osoby, której nie ma już wśród nas? Poznałam historię śp. Piotra Króla, poznałam jego brata, przyjaciół i rodzinę, których zainspirował. Po długiej walce z nowotworem swoje ostatnie dni Piotr spędził w hospicjum pod Berlinem, gdzie mógł liczyć na życzliwą i profesjolaną opiekę. To wtedy pojawiło się marzenie, żeby taką placówkę wybudować w jego rodzinnej Środzie. Nie doczekał się realizacji swojego pomysłu, jednak rodzina i przyjaciele skupieni w Stowarzyszeniu pracują nad tym organizując m.in. Bieg Nadziei.

Wielkopolskich biegaczy reprezentowali tym razem Sibi i Darek z rodzinką oraz Arleta, z którą nareszcie mogłam pogadać o Gwincie i nie tylko. Sibi przed startem jak zwykle był rozmowny jak indianin, ale trzeba mu wybaczyć, bo walczy nadal o pudło w Grand Prix Wielkopolski na 10km, to się musi skupić na wyniku. Jak dla mnie, najważniejsze było dobiec do mety. Po ostatnich kłopotach z bieganiem w ogóle, 10km będzie nie lada sukcesem.

To, co mi się bardzo podobało, to bardzo profesjonalne podejście do tematu. Trasa z atestem, bezpieczna strefa startu i mety, punkty z wodą, medale, zaplecze zajmujące dzieci itd. Jedno, co trudno było przewidzieć, to pogoda. Było masakrycznie gorąco, a trasa biegła ulicami pomiędzy polami (drzew jak na lekarstwo, zresztą kibiców też) i to jak dla mnie w 90% pod górkę. Punkt z wodą był baaaardzo daleko (ok. 6km). Największą pokusą były drogowskazy prowadzące do jeziora, które okrążaliśmy i gdyby nie to, że musiałam napisać relację, to kto wie, czy bym nie wylądowała w opakowaniu w wodzie po uszy. Na szczęście strażacy i kilku kibiców nawadniali nas z węży i sikawek, co przynosiło ulgę chociaż na chwilę.

Na metę oczywiście wefrunęłam, co zauważył komentator 'O! Numer 302! Niektórzy wbiegają na metę, jakby dopiero zaczynali'. Od razu widać, że nie startuje w zawodach ;) Wzięłam medal i zaraz szukałam źródełka z piciem i odrobinki cienia. Jak już ochłonęłam, to mogłam w spokoju dzielić się wrażeniami z Arletą, Sibim (już gadającym), Darkiem i Kasią.

Bardzo lubię imprezy z 'duszą' i taki właśnie był Bieg Nadziei. Trzymam kciuki z to, żeby jak najszybciej udało się wybudować Hospicjum im. Piotra Króla. Piękny cel, piękni ludzie, piękna Środa, piękny dzień :)