Od lat zajmowałam się sportem. Prawie zawsze COŚ trenowałam. Koszykówkę, siatkówkę, biegi, jazdę na rowerze, jogę, aikido, narty itd. itp. Sport towarzyszył mi do momentu, kiedy w moim życiu pojawiły się dzieci. Przy dzieciach to się człowiek dopiero nabiega, ale brakuje zdecydowanie czasu na regularne treningi.
W tym roku obiecałam sobie, że będzie inaczej. Do tej pory siedziałam w fotelu i czytałam książki podróżników, w tym najbardziej motywujący dziennik Martyny Wojciechowskiej z wyprawy na Everest. Siedziałam w fotelu i oglądałam relacje z przygód Bena Fogle'a (dziennikarz BBC, www.benfogle.com). Aż w końcu stwierdziłam, że dosyć siedzenia w fotelu, bo na pewno jest taka dyscyplina, którą mogę uprawiać.
I tu przypomniał mi się najsłynniejszy biegacz, który pewnego dnia poczuł, że ma ochotę pobiegać i... wstał i pobiegł. Forrest Gump. I stał się patronem mojego zapału.
Bieganie wydało mi się najlepszym rozwiązaniem, bo treningi mogę dostosować czasowo do możliwości mojej rodzinki. Bieganie po górach jest o wiele bardziej interesujące niż dreptanie po asfalcie, bo wiąże się z podróżami i przebywaniem na łonie pięknej natury.
Jako, że nigdy nie byłam fanką rywalizacji 'sam na sam ze sobą' chcę zebrać drużynę, która będzie się nawzajem motywować i wspierać w osiągnięciu celu, jakim jest zgarnięcie dodatkowej dawki endorfin, bo przecież o to chodzi w sporcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz